Zaczarowana kraina – Kapadocja – gdy natura nie ma żadnych ograniczeń.

Jedziemy do zaczarowanej krainy – Kapadocji

Po śniadaniu zbieramy się w dalszą drogę, znów mamy do przejechania ponad 500 kilometrów po dosyć górzystych drogach.

Po rozmowie z właścicielem hotelu wybieramy drogę D360 przez Gölbaşı i Pazarcık, gdzie nam małym zalewem Kartalkaya Barajı robimy przerwę obiadową. Udaje nam się zjechać nad samą wodę, gdzie rozkładamy naszą kuchnię i przygotowujemy polędwiczki wieprzowe w sosie z suszonymi pomidorami i ryż basmami. Przyznam, że nigdzie indziej własnoręcznie przygotowane jedzenie nie smakuje mi tak dobrze jak na wyprawach. Czasami w drodze, przejeżdżając przez małe miejscowości, poza typowo turystycznymi miejscami ciężko znaleźć restaurację lub bar z dobrym jedzeniem. Często w takich sytuacjach korzystamy z własnych zapasów i sami przygotowujemy posiłek. Jak twierdzą niektórzy, z pustym żołądkiem wszystko wydaje się bardziej szare, więc tym bardziej w długich, nudnych trasach przelotowych pilnujemy aby nie dopuścić do sytuacji, w której z powodu pustego brzucha wszystko jest na „NIE”.

Zaobserwowaliśmy, że miejscowi korzystają z kąpieli, więc również z chęcią zanurzyliśmy się w wodzie. Przerwa trochę się nam wydłużyła i dopiero po dwóch godzinach jedziemy dalej.

W tym regionie Turcja jest dosyć monotonna, mijamy kilka namiotowych osiedli, nie wiem czy uchodźców czy pracowników sezonowych. Przejeżdżamy przez przełęcz, prawie 2 tyś mnpm, dwupasmową drogą, my prawie nie zauważyliśmy ale nasz samochód owszem, temperatura trochę skakała.

Przejeżdżamy przez Kayseri, w oddali widać otulony mgłą wulkan Erciyes Dağı, podobno jest tam jedna z fajniejszych dróg na szczyt, nie wiem, nie mieliśmy czasu sprawdzić.

Z niecierpliwością rozglądamy się dookoła, do tajemniczej Kapadocji zostało mniej niż 50 kilometrów a wokół bezbarwny krajobraz. Zjeżdżamy z drogi D300 na D302 i przed miejscowością Ürgüp wreszcie dostrzegamy jakieś twory skalne.

Zatrzymujemy się na pierwszym punkcie widokowym Twin Fairy Chimneys , mnóstwo ludzi, goście weselni, sklepiki. Ogólnie nie nasze klimaty.

Wokół robi się coraz bardziej bajkowo.

Dojeżdżamy do hotelu Tourist Hotel & Resort Cappadocia, który jest zaraz przed miejscowością Göreme.

Dlaczego hotel, jeżeli jest sporo campingów i dlaczego ten hotel.

Po pierwsze w Kapadocji byliśmy w sierpniu i bałam się tłumów na campingu, przecież to szczyt sezonu w jednym z najliczniej odwiedzanych miejsc w Turcji.

Po drugie, szukałam miejsca, gdzie rano, bez konieczności jazdy samochodem wejdę na punkt widokowy i zobaczę ten cud Kapadocji – latające balony.

Hotel Tourist Hotel & Resort Cappadocia zapewniał prywatność, dwa pokoje dwuosobowe oraz znajdował się zaraz pod skałą, na której co rano zbierały się tłumy widzów. Wystarczyło wyjść z hotelu i ścieżką udać się na skałę.

Trafiliśmy również na dodatkowe atrakcje, był niedzielny wieczór a w hotelu wesele. Z tego co zaobserwowaliśmy z tarasu, na  tureckim weselu nie ma zbyt wiele do jedzenia, tylko napoje i drobne przekąski. Przed północą wszyscy goście się rozeszli. Panie miały przepiękne suknie i bardzo moce makijaże.


Na piechotę udajemy się do centrum Göreme, poszukać restauracji, zjeść coś dobrego i zrelaksować się po długiej drodze.

Po drodze mijamy sklep z winami, ceny zwalają z nóg, najtańsze wino ponad 40,00 złotych, z ciekawości w sklepie spożywczym sprawdzamy cenę kolorowego alkoholu, ponad 150,00 złotych za najtańsze gatunki. Wysokie ceny skutecznie zniechęcają przed zakupem.  Wchodzimy do pierwszej dobrze wyglądającej restauracji, która ma wolne stoliki na zewnątrz. Jedzenie SUPER.

Pierwsze wrażenie z Göreme, duża ilość chińskich restauracji z jaskrawymi, czerwonymi neonami.

Polowanie na balony – podejście pierwsze

Tak dużo przeczytałam o balonach w Kapadocji, że obudziłam się już o 5.00 rano i nie mogłam zasnąć. W ciemności stromą ścieżką wdrapałam się na punkt widokowy, jak każdy rasowy Polak zajęłam dogodne miejsce i byłam przygotowana na obserwację tego cudu.

Jednak cud przez następne dwie długie godziny nie nastąpił.

Zmarznięci, tak nawet w polarze było zimno, wróciliśmy do hotelu. Zjedliśmy śniadanie o 7.00 i do łóżka. Po drzemce, dosyć późno, bo po 11 jedziemy zwiedzać doliny z formacjami skalnymi.

Pierwsza w kolejności jest

Love Valley czyli dolina miłości

nazwana tak z powodu kształtu skał, które przypominają…

Polecamy ten punkt, gdzie można stanąć samochodem i podziwiać widoki. Wiem, że mało osób dociera do Kapadocji własnym samochodem ale jeżeli będziecie mieli taką okazję, to w tym miejscu można spokojnie przenocować. Obok stały dwa kampery na niemieckich numerach. Widać było, że tutaj biwakują.

My również skorzystaliśmy z okazji i zjedliśmy obiad w tej pieknej scenerii – tym razem spaghetti bolognese.

Powoli ruszyliśmy drogą wzdłuż doliny, jechaliśmy drogą szutrową wśród sadów, upraw rolniczych. Następny postój to

White valley czyli biała dolina

ponieważ skały olśniewają bielą. Przepiękny widok.

Bardzo pozytywnie zaskakuje nas to, że wystarczyło zjechać z głównych szlaków, gdzie miejscowi jeżdżą terenówkami, quadami z turystami i mamy ciszę i całkowity brak ludzi. Przy białej dolinie spędziliśmy ponad godzinę, byliśmy kompletnie sami. Niesamowite.

Nie wracamy tylko kierując się intuicją błądzimy po szutrowych drogach, jest ich tutaj sporo. Dojeżdżamy do

Red valley czyli czerwona dolina

jako jedna z niewielu jest wyłączona z ruchu kołowego. Można do niej wjechać tylko na grzbiecie konia. Dlatego wycofujemy się i jedziemy do punktu widokowego w

Rose Valley czyli dolinie różanej

Po drodze mijamy grupki chińczyków na quadach, w samochodach zabytkowych i terenowych. Chociaż sami jedziemy samochodem, mam wrażenie, że to przepiękne miejsce jest po prostu rozjeżdżane. Nie ma zakazu wjazdu, nie ma zakazu postoju, można podjechać i prawie z samochodu podziwiać przepiękny widok na czerwoną dolinę.

Dodam, że zdjęcia nie oddają magii Kapadocji. Dodam, że warto wydać sporo aby zobaczyć tą krainę. Warto. Delektujemy się widokami, jest godzina 16, słońce niesamowicie barwi czerwone skały.

Następna w kolejności jest Rose Valley, która jest tuż obok. Zostawiamy samochód na parkingu i podziwiamy następne, inne twory skalne. Tutaj można wejść i zobaczyć grobowce, kościoły ukryte wewnątrz skały.

Wchodzimy co jednego z nich, korzystając z tajemnych przejść i ciasnych korytarzy. W tej dolinie również nie ma tłumów.

Wracamy do centrum Göreme i jedziemy do

Pigeon Valley czyli doliny gołębi

wyłączonej z ruchu kołowego. Spacerujemy powoli w ciszy, kupujemy herbatę u miejscowego, który swoje domostwo schował w skałach. Jest cudownie.

 

Zmęczeni wracamy do hotelu. Po drzemce kolacja w Göreme spanko, ponieważ wcześnie rano

Polowanie na balony – podejście drugie

Pobudka, znów przed godziną 6.00. Tym razem ubieram się cieplej i znów na skały.

Czy będą balony?

Są, niesamowite przedstawienie rozpoczyna się około 6.15. Najpierw w ciemności widać płomienie, później można rozróżnić wstające balony, które następnie jeden za drugim podnoszą się w stronę wschodzącego słońca.

Siedzimy jak zaczarowani na skale i obserwujemy to niesamowite widowisko.

Balony zbliżają  i oddalają się od skały, niekiedy możemy przybić piątkę tym, którzy są w koszyku.

Czas szybko płynie. Wracamy do hotelu, który również wygląda bajkowo, ponieważ nawet przy basenie lądują balony.

Intensywne te nasze wakacje.

Po śniadaniu idziemy nad basen, odpoczywamy.

Okazało się, że była to bardzo dobra decyzja, ponieważ popołudniu przyszła burza. Krótka i intensywna, temperatura obniżyła się o kilka stopni.

Po burzy, późnym popołudniem jedziemy do Muzeum w Göreme. Wszystkie doliny, punkty widokowe nie są objęte biletami, jednak za wejście go Parku Narodowego Göreme trzeba zapłacić, całkiem sporo.

Trochę historii

W Kapadocji podziwiamy charakterystyczne formy skalne zwane tufowymi, które tworzą księżycowy krajobraz, oraz z domów i kościołów wykutych w tych wulkanicznych skałach.

Kapadocja aż do średniowiecza była ważnym ośrodkiem chrześcijaństwa oraz miejscem narodzin idei życia klasztornego. W IV wieku n.e. powstały pierwsze niewielkie społeczności anachoretów – ascetów, wiodących życie poświęcone modlitwie, umartwianiu się i kontemplacji. Zamieszkiwali pomieszczenia, które sami wyżłobili w skałach kapadockich. Swoje funkcjonowanie wspólnoty te opierały na wytycznych stworzonych przez Bazylego Wielkiego, nazywanego również Bazylim z Cezarei Kapadockiej. Ten urodzony w 329 roku pisarz wczesnochrześcijański zaliczany jest do ojców Kościoła.

Muzeum Göreme

Na terem Muzeum wchodzimy dosyć późno, po 17.00 mamy tylko dwie godziny do zamknięcia obiektu. Cały teren to około 350 kościołów i kapliczek z czasów bizantyjskich, wykutych w miękkiej skale. Do zwiedzania udostępnionych jest tylko kilka obiektów. Każdy z nich robi wrażenie, na nas najbardziej malowidła ścienne, mimo, że zniszczone to wciąż niesamowite.

Dwa pełne dni w Kapadocji minęły zbyt szybko. Dużo zobaczyliśmy, dużo zostało do zobaczenia.

Jutro jedziemy do podziemnego miasta Derinkuyu.

Ale to już w osobnym wpisie.

Menu