Petra w Jordanii, owiane sławą skalne miasto, cud świata.
Pewnie każdy z nas planując po raz pierwszy podróż do Jordanii na listę „must see” wpisuje Petrę.
Z nami było podobnie.
Jeszcze w Polsce kupiliśmy Jodran Pass, czyli wizę wjazdową do Jordanii z biletem wstępu do Petry i innych atrakcji w jednym.
Noc poprzedzającą zwiedzanie Petry spędziliśmy na campingu w Małej Petrze – Marsa Camp. Ukryty pomiędzy skałami, całkiem urokliwy, niezbyt duży camping oferował namioty ułożone dookoła prostokątnego placu, całkiem komfortowe łazienki z ciepłą wodą, kolację i śniadanie. Wieczorem można odpocząć i ogrzać się w wspólnej sali biesiadnej (byliśmy na początku grudnia).



Zabawa na campingu, muzyka przy ognisku trwały do godziny pierwszej w nocy a rano wcześnie pobudka.
Spakowani i gotowi do wyjazdu idziemy na śniadanie o 5.50, tak jak większość gości śpiących na tym campingu. Wyjeżdżamy o 6.15 i po 12 minutach parkujemy na bezpłatnym placu w wadi Musa. Na parkingu jest już całkiem sporo samochodów, idziemy do kasy, zamieniamy Jordan Pas na bilet wejścia i wchodzimy.
Niestety za wejściem nie ma wąskiego wąwozu al-Sig, który strzeże wejścia do Petry tylko ubita droga w dół, która nie ma końca, a faktycznie ma jakieś 1,2 km.
Wreszcie wchodzimy w wąski wąwóz al-Sig. Z uwagi na wczesną porę, jest 6.45 jest mało osób.






Al-Sig
Wąwóz al-Sig ma około 600 metrów długości. Skały mienią się odcieniami czerwieni, nie dochodzą promienie słońca. Jest chłodno. Po jednej i drugiej stronie wąwozu w skale wyżłobione są rynny, które służyły do transportu wody.
Skarbiec Faraona
I wreszcie naszym oczom ukazuje się najbardziej znana, najbardziej okazała budowla zwana skarbcem.
Naprawdę robi wrażenie. Ogromy plac, pionowe skały i przepiękna budowla wykuta w kamieniu.


Po wyjściu z wąwozu Al-Sig skręcamy w prawo i ścieżką wspinamy się na punkt widokowy, oferujący jedyny w swoim rodzaju widok na Skarbiec oraz przepyszną jordańską herbatę.






O tej rannej godzinie Petra się dopiero budzi.
Zwierzęta jeszcze śpią lub są karmione. „Miejscowi” zaczynają dzień od porządków i parzenia herbaty. Nie ma naganiaczy, stoiska z pamiątkami jeszcze nie są otwarte.



Idziemy dalej w głąb Petry.
Przed aleją skręcamy w lewo i schodami wspinamy się na punkt widokowy.
Cały czas towarzyszą nam dwa pieski. Droga jest dosyć stroma, co chwila są fajne punkty widokowe.




Na górze małe stragany, widać, że miejscowi mieszkają tam cały rok. Rozczulają dzieci.

Z góry przepięknie widać aleję z grobowcami i centrum Petry.

Idziemy dalej. Na górze jest knajpka z widokiem na centrum Petry.


Powoli schodzimy, bardzo mało osób z tej strony Petry, jesteśmy na takim odosobnieniu, spotkalismy 3 osoby a widoki powalają. Jedna świątynia za drugą.









Nasza ścieżka wychodzi gdzieś koło Kasr Bint Firaun, dużej świątyni. Przechodzimy przez wyschniętą rzekę. Tutaj jest kilka restauracji, ponieważ to tutaj dochodzi droga z miejscowości Uum Sayhoun, czyli wioski, gdzie żyje większość wysiedlonych z Petry Beduinów.
Tutaj zaczyna się szlak do Ad-Dajr – klasztoru. Potrzeba około 40 minut aby na własnych nogach wspiąć się do starożytnej budowli.
Na przeciwko klasztoru ulokowały się dwie restauracje i troche dalej punkt widokowy w skale – oczywiście z możliwością wypicia herbaty.




Na szlaku do Ad-Dajr bardzo popularny jest transport osiołkiem. Czyli na dole jest stacja przesiadkowa, gdzie miejscowi nagabują turystów, następnie na grzbiecie osiołka jedzie się do klasztoru, co dla mnie jest dosyć drastycznym przeżyciem. Osiołki mają swoją trasę, swoje miejsca w kamieniach, swoje tempo wpinania, tak jakby chciały mieć to jak najszybciej za sobą. Dlatego nie zważają ni nic i na nikogo w trakcie wspinania i w drodze powrotnej.
Mijaliśmy turystki, które nie ustąpiły drogi osiołkom i zostały przez nie poprostu potrącone. Była wielka awantura.





Wracamy na własnych nogach do centrum Petry i powoli udajemy się w stronę grobowców. Niesamowite, potężne świątynie wykute w skale. Poniżej rząd sklepików z „wszystkim”. Mamy początek grudnia i około 25 stopni Celsjusza, ciepło. Jak tutaj jest w lecie?


Mijamy amfiteatr, teraz jest bardzo dużo ludzi. Rano było tutaj pusto, kameralnie. Teraz jest tłoczno, gwarnie. Jet godzina 15, przeszliśmy ponad 20 kilometrów pieszo, Petra nas urzekła a szczególniej jej mieszkańcy. Osiłki, psy, koty, konie, wielbłądy i „jack sparrow” czyli męscy mieszkańcy Petry.
Nie zobaczyliśmy wszystkiego, nie chcieliśmy, coś musi pozostać na kiedyś.
Nie pisałam tutaj o historii, władcach, powstaniu i zabytkach Petry.
Bardziej chciałam oddać klimat tego niesamowitego miejsca na ziemi.
Reasumując – warto wydać ponad 200 złotych od osoby za jednodniowe wejście do Petry. Należy to zrobić jak najwcześniej rano, można wtedy zobaczyć jak Petra się budzi, można zobaczyć Petrę bez tłumów.
Warto zboczyć we wszystkie ścieżki, które odbijają od głównego traktu, tam toczy się zwykłe życie mieszkańców, tam jest ta bardziej autentyczna Petra.
zapraszam również na wersję filmową:
Beata




