Obudziliśmy się w Punta Arenas – mieście na końcu świata.
Hotel, w którym spaliśmy serwował śniadania do pokoju, może nie było to super śniadanie ale wystarczyło.
Przed podróżą do Puerto Nathales, około 200 kilometrów, odwiedziliśmy jeszcze market aby kupić świeżą wędlinę, sery i małe „lomos” – steki jagnięce. Na wyposażeniu samochodu mieliśmy tylko turystyczną lodówkę, wpadliśmy więc na genialny pomysł aby wszystko obłożyć zimnym piwem. Sprawdzało się i zawsze mieliśmy spory zapas piwa, zazwyczaj piwa „Patagonia”.
Puerto Nathales
Jak się okazało, drogi w Patagonii są proste, ogrodzone i niemające końca.

Wyjechaliśmy z Punta Arenas.
Grzegorz przyzwyczajał się do busika, który nie był ani najnowszy, ani najsprawniejszy.
Ja natomiast bardzo przeżywałam pogodę, która nie zapowiadała się najlepiej. Po sprawdzeniu prognozy w hotelu zapowiadało się wietrznie i deszczowo. Zastanawiałam się nawet przez chwilę czy nie zmienić naszych planów i nie pojechać pierwsze do Argentyny. Włożyłam jednak sporo wysiłku aby samodzielnie przygotować i zarezerwować noclegi i zwiedzanie w Parku Torres del Paine. Postanowiliśmy nic nie zmieniać.



Pusta i prosta droga do Puerto Nathales minęła nam bardzo szybko. Zatankowaliśmy samochód „pod korek” i pojechaliśmy na obiad do polecanej knajpki „Patagonia Food”. Wszystkie dobre opinie się sprawdziły. I przyznam, że bez polecenia raczej nie skorzystalibyśmy, z zewnątrz knajpa nie prezentowała się najlepiej.
Nie znaleźliśmy sklepu, w którym moglibyśmy kupić gaz do palnika – taki wkręcany. W sklepach spożywczych nie było, po sprawdzeniu w kilku turystycznych też nie. Trudno.
Następne kilometry upływały nam wolniej, z uwagi na widoki.
Do Parku Torres del Paine prowadzą dwie drogi, południowa i północna. My wybraliśmy południową, ponieważ nasz pierwszy nocleg – Camping Pehoe, znajdował się właśnie z tej strony.
Droga południowa jest bardziej widokowa, co chwilę zatrzymywaliśmy naszego busika na jeszcze jedno zdjęcie.





Droga do parku jest szutrowa, czasami z dosyć dużą tarką, więc mieliśmy niezłą zabawę.
Prawie cały czas jest widoczny w oddali masyw górki i słynne wieże w głębi.


Wjazd do Parku Torres del Paine
Okazało się, że mieliśmy dużo szczęścia.
Nie sprawdziłam wcześniej a okazało się , że brama wjazdowa do parku jest otwarta do 18.00. Jednak miła Pani Strażnik, która była jeszcze na stanowisku, wpuściła nas do środka, nawet nie sprawdzając dokumentów.
Wjazd do Parku Narodowego Torres del Paine jest limitowany i należy wcześniej wykupić bilet wstępu z zaznaczeniem, ile dni che się przebywać w parku. My kupiliśmy bilet na 3 dni, wjazd kosztował nas 60 dolarów za 2 osoby. Dodatkowo, przy wjeździe do parku należy okazać rezerwację miejsc noclegowych na wszystkie noce.
W Torres del Paine można spać w kilku hotelach ( bardzo wysokie ceny) lub na campingach prowadzonych przez 2 firmy prywatne.

Park Narodowy Torres del Paine oferuje 2 główne wielodniowe szlaki trekkingowe:
- szlak W – W Trek – najpopularniejszy szlak w Torres del Paine. Liczy około 80 kilometrów i jego przejście zajmuje standardowo 4-5 dni.
- szlak O – Circuit O – pętla wokół masywu Paine, w której skład wchodzi szlak W. Pętla liczy 135 kilometrów, a na jej przejście należy przeznaczyć 6-10 dni.
My zdecydowaliśmy się na jednodniowe wycieczki, ponieważ w parku chcieliśmy spędzić maksymalnie 3 dni.

Na pierwszą noc mieliśmy zarezerwowany Camping Lago Pehoe
Położony nad jeziorem o tej samej nazwie. Miał bardzo dobre opinie i był przy początku szlaku na wzgórze Condor.
Camping Lago Pehoe
Na camping przyjechaliśmy po zmroku i po opłaceniu miejsca – 35.ooo pesos musieliśmy sami poszukać sobie wolnej parceli.
Camping na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie opustoszałego, co okazało się mylne, ponieważ prawie wszystkie parcele były zajęte. Nie mając wielkiego wyboru, wybraliśmy pierwszą wolną parcelę najbliżej sanitariatów.
O tej porze roku, patagońska jesień i koniec sezonu jest dostępna tylko część campingu.
Mimo zmęczenia, postanowiliśmy zrobić sobie krótki spacer nad jezioro, które było wyjątkowo spokojne. Przy okazji sprawdziliśmy, gdzie dokładnie zaczyna się szlak na wzgórze Condor.


Sporo zabawy dostarczyło nam przygotowanie po raz pierwszy noclegu w busiku. Ułożenie tego wszystkiego w odpowiednie miejsca wcale nie było takie proste.
W Polsce była już 2 w nocy, gdy wreszcie zasnęliśmy.





Następnego dnia wstaliśmy po 5 rano. Było całkiem ciemno. Ubraliśmy się w przygotowane poprzedniego dnia rzeczy, zabraliśmy plecaki i już o 6 rano byliśmy na szlaku.
Mieliśmy do pokonania jakieś 2.5 kilometra, około 40 minut na szczyt Wzgórza Condor.




Początkowo szlak wiedzie przez drugą, zamkniętą część campingu. Następnie przez wysokie trawy stromo pod górę.
Było coraz jaśniej.
Widoki o poranku były niesamowite.
Mirador Cóndor
Gdy weszliśmy na szczyt nic nie wskazywało, że za moment zobaczymy jedną z piękniejszych panoram na tym wyjeździe.
Chmury nad parkiem Torres del Paine z szarych zrobiły się różowe a następnie czerwone.
Przyznam, że z trudem robiliśmy zdjęcia, ponieważ straszliwie wiało. Słynny patagoński wiatr.
Po chwili nad jeziorem pojawiła się tęcza. Zaczął padać deszcz.
Mimo tych warunków nie chciało nam się wracać na camping. Pierwsze zderzenie z patagońską przyrodą całkowicie nas zauroczyło.







Na wzgórze wchodziliśmy bardzo szybko, aby zdążyć przed świtem, dodatkowo w półmroku. Dopiero teraz, schodząc zauważyliśmy spalony las, którego białe pnie tworzyły najróżniejsze formy.
Było to bardzo fotogeniczne.






Na campingu działa restauracja, my wypiliśmy kawę podziwiając niesamowity widok na jezioro. W restauracji obowiązuje samoobsługa, nie trzeba czekać na kelnera.
Wróciliśmy na naszą parcelę i w busiku przygotowaliśmy sobie jajecznicę oraz drugą kawę.
Każde stanowisko biwakowe na tym campingu ma zadaszoną wiatę. Bardzo to ułatwia życie przy niespodziewanych podmuchach wiatru.
Na śniadaniu pojawili się nieoczekiwani goście.




Odwiedziła nas Karakara Czubata, w liczbie 2 sztuk czyli drapieżny ptak z rodziny sokołowatych. Dla nas złodziej campingowy, który ukradł nam całą paczkę szynki, wystarczyła chwila nieuwagi.
Po śniadaniu, spakowaliśmy naszego busika i pojechaliśmy do samego centrum Parku Narodowego Torres del Paine.
Następną noc mamy spędzić na campingu Chileno – czyli bliżej wież już nie można.
Nasze wpisy z Patagonii:
Jak samodzielnie zorganizować wyjazd do Patagonii – Patagonia 2024 #1
Trekking w Torres del Paine – zobaczyć słynne wieże w 50 urodziny – Patagonia 2024 #3
Chile i Argentyna – Trochę legend spotkanych po drodze – Patagonia 2024 #4
Najpiękniejsze szlaki trekkingowe Argentyny zaczynają się w El Chalten – Patagonia 2024 #5
Trekking – z El Chalten nad Lagunę Torre – Patagonia 2024 #6
Trekking – z El Chalten nad Lagunę de los Tres, pod Fitz Roya – Patagonia 2024 #7
https://hawranki.pl/lodowiec-perito-moreno-to-najwieksza-atrakcja-el-calafate-wyprawa-do-patagonii-2024/