Serbia – przełom Dunaju i twierdza Golubac

Wschodnia Serbia

Wiele razy, przemierzając Serbię tranzytem, zastanawiałam się, co jest ukryte za horyzontem?
Jakie piękne zakątki urywa ten kraj?
Dlatego od jakiegoś czasu mamy postanowienie, że nie będziemy Serbii traktować tylko jako kraju tranzytowego.
W tym roku pojechaliśmy na daleki wschód Serbii.
Naszym pierwszym przystankiem była twierdza Golubac – czyli Golubačka Tvrđava.

Twierdza Golubac

Minęliśmy Belgrad i krajowymi drogami, często w remoncie dojechaliśmy wreszcie na drogę nr 34, która malowniczo wije się nad Dunajem.

Obecnie droga wojewódzka wiedzie tunelem poza obrębem twierdzy. Podobno, kilka lat wcześniej droga przebiegała przez sam środek twierdzy przez co obie bramy fortyfikacji były uszkodzone. Zresztą do tej pory na bramach można zobaczyć ślady, które pozostawiły po sobie ciężarówki. W ramach prac konserwatorskich odbudowano również częściowo mury oraz wieże, a całość udostępniono zwiedzającym.

Przed twierdzą jest duży bezpłatny parking.

My zwiedzaliśmy Golubac w sobotę, końcem sierpnia i około 10 rano wszystkie miejsca były już zajęte.

Powyżej jest mały, dziki parking i tam zaparkowaliśmy. Można podjechać wyżej jest kilka miejsc w cieniu (my mieliśmy ponad 35 stopni) – TUTAJ

Miejsce jest o tyle fajne, że prowadzi tędy ścieżka na 2 punkty widokowe.

Zwiedzanie twierdzy podzielone jest na strefy.

I – Ścieżka łatwa zielona – dziedziniec oraz pałac wraz z wieżą 4 (niższy poziom), 5, 8 i 9

II – Ścieżka średnia niebieska – dziedziniec oraz pałac wraz z wieżą 4 (niższy i wyższy poziom), 5, 8 i 9

III – Ścieżka trudna czerwona – dziedziniec oraz pałac wraz z wieżą 4 (niższy i wyższy poziom), 5, 6, 7, 8 i 9

IV – Ścieżka ekstremalna czarna – dziedziniec oraz pałac wraz z wieżą 1, 3, 4 (niższy i wyższy poziom), 5, 6, 7, 8 i 9

My wybraliśmy poziom zielony, czarny nie był dostępny, dodatkowo było zbyt gorąco.

Początki średniowiecznej twierdzy sięgają najprawdopodobniej przełomu XIII i XIV wieku. Nie jest jasne kiedy i przez kogo została wybudowana, Serbów czy Węgrów. Pierwszy raz wspomniano twierdzę dopiero w 1335 roku jako fortyfikację w której znajdował się węgierski garnizon wojskowy. Jej strategiczne położenie, naturalne ufortyfikowanie i mocne mury obronne sprawiły, że twierdza była obiektem walk i kilkukrotnie przechodziła z rak do rąk. Rządzili nią Turcy, Serbowie, Osmanie, ale ostatecznie pozostała w rękach Turków.

Zawisza Czarny

O Zawiszy Czarnym słyszał prawie każdy z nas. Był rycerzem, który stał się symbolem cnót rycerskich, walczył i zwyciężał w wielu turniejach. Walczył również w bitwie pod Grunwaldem, był także dyplomatą, zaufanym człowiekiem króla Władysława Jagiełły. Co tak ciekawa postać ma wspólnego z zamkiem Golubac? W 1428 roku Zawisza Czarny dowodził oddziałami najemnymi Zygmunta Luksemburskiego w wyprawie na Turków. Brał udział w oblężeniu Twierdzy Golubac, niestety sytuacja była beznadziejna co zmusiło do wycofania się króla węgierskiego Zygmunt Luksemburskiego, który wtedy ledwie uszedł z życiem. Zawisza Czarny osłaniał odwrót króla przez co sam dostał się do niewoli, a następnie został ścięty. W ruinach zamku znajduje się tablica upamiętniająca waleczność Zawiszy Czarnego.

Ciekawostką wartą wspomnienia jest geneza nazwy twierdzy. Na mapach średniowiecznych nazwa pojawia się w różnych językach: Galambas, Galambocz, Colombazo, Columbaz, Columbarum, Taubersburg, Tawbenstein, Peristerin, Giwerdzinlik, ale każda związana jest ze słowem „golub” czyli „gołąb”. Wyjaśnienia tajemnicy nazwy należy szukać w średniowiecznych legendach. Jedna z nich wyjaśnia, że wieże twierdzy przypominają siedzące na zboczu góry ptaki. Inna zaś, naszym zdaniem ciekawsza ma wątek miłosny.  Osmański dowódca miasta zakochał się w pięknej miejscowej dziewczynie o imieniu Golubana. Dziewczyna odmówiła wejścia do jego haremu za co została okrutnie ukarana. Została przykuta do skały, aby odpokutować co doprowadziło do jej śmierci. Ku jej pamięci twierdza została nazwana Golubac, a skała, która wystaje na środku z dna Dunaju „Baba-kaj”, co po turecku znaczy „skrucha”.

Zwiedzanie zajęło nam około 1 godziny.

Trasa była bardzo urozmaicona, sporo schodów i w dół i w górę. Baszta,  wystawy multimedialne, sokół, puchacz…

Całkiem spoko, chociaż powiem jak zawsze w takich miejscach – lepiej wyglądają z daleka.

Po zwiedzaniu pojechaliśmy dalej drogą nr 34, cały czas wzdłuż Dunaju.

Musieliśmy w pierwszej kolejności zjeść obiad – padło na Restoran Jorgovaz fajnym widokiem na Dunaj.

To był pierwszy dzień naszych wakacji i byliśmy całą noc w trasie. Lanckorona – wyjazd o 23.00, Golubac – przyjazd 11.00 rano.

Po obiedzie wróciliśmy na krętą drogę nr 34. Zatrzymywaliśmy się na wyznaczonych punktach widokowych.

Przełom Dunaju

Jednym z najbardziej popularnych przystanków jest miejsce, z którego widać wykutą w skale twarz króla Decebala – Vidikovac Decebal

Król Decebal był władcą Daków, panował od 87 r.n.e. Wówczas państwo dackie stało się celem podbojów imperium Rzymskiego. Rzym zajął Dację, a król Decebal popełnił samobójstwo.
Po wielu wiekach, w 2004 roku słynny król Daków doczekał się swojego pomnika, stało się to za sprawą rumuńskiego biznesmena Iosifa Constantina Dragana. Płaskorzeźbę wykuto tuż nad brzegiem Dunaju. Wykonanie rzeźby zajęło dziesięć lat.
Skalna twarz Decebala ma 40 m wysokości i 25 m szerokości. Spogląda ona groźnym wzrokiem znad zatoki Mraconia na przeciwległy brzeg Dunaju, w stronę miejsce zwanego Tabula Traiana, które kojarzy się z triumfalnym pochodem wojsk rzymskich.
Pod rzeźbą wykuto napis: Decebal rex – Dragan fecit co oznacza „Król Decebal – wykonany przez Dragana”.

Nocleg

Miałam przygotowanych kilka miejsc, które może będą odpowiednie na nocleg.
Jako pierwsze było miejsce opisane jako 197, na dziko, nad samym Dunajem. Do wykorzystania, dla nas było zbyt tłoczno.
Następnie zatrzymaliśmy się na publicznej plaży. Jak to w Serbii, było rozstawionych kilka namiotów. Stanęliśmy kilka metrów dalej – TUTAJ Było całkiem przyjemnie, cień i bieżąca woda z kranu. Po długim namyśle i kawie postanowiliśmy pojechać dalej.

Następne miejsce to Kamp Dunav.

Kamping mimo, że położony nad samym Dunajem, w małym zagajniku nie spodobał nam się. Dziwnie tam było. Opuszczone przyczepy, wszędzie stare krzesła i stoły. Bez wahania pojechaliśmy dalej.

Nocleg znaleźliśmy na Campsite Mirocka Voda.

Z zewnątrz nie wyglądał dobrze, jednak zdeterminowani wjechaliśmy do środka. Sporo miejsca, kilka wierz nad samym brzegiem Dunaju, stanowiska z prądem.

35 euro za 4 osoby dorosłe, samochód, mały namiot z prądem i łazienką do własnej dyspozycji (tak, dostaliśmy kluczyk). Całkiem znośnie.

Rozstawiliśmy nasze obozowisko.

Miejscową muzykę mieliśmy z dwóch stron. Campingowa restauracja puszczała miejscowe przeboje a z drugiej strony, na całkiem fajnej piaszczystej plaży była zabawa z muzyką na żywo. Do wyboru, do koloru. My byliśmy pośrodku ale jakoś nam to nie przeszkadzało.

Gratisowo otrzymaliśmy piękny zachód i wschód słońca.

Dobrze nam się nocowało.

Następnego dnia odwiedziliśmy jeszcze małą wioskę, która słynie z wytwarzania wina.

Ale o tym już w innym wpisie – zapraszam na:

Serbia – winiarska wioska Rajačke Pimnice oraz zabytkowy cmentarz

Menu