Obudziły nas odgłosy parkujących samochodów.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że śpimy w busiku, na parkingu, przy wejściu na szlak.
Początek szlaku pod Fitz Roya
Wystarczyło nam kilkanaście minut (wszystko przygotowaliśmy sobie wieczorem) i już byliśmy w drodze. Szlak od razu prowadzi dosyć stromo pod górę. Nie było jeszcze 6.00 rano i mieliśmy nadzieję, że nie wstaliśmy zbyt późno aby zdążyć na wschód słońca pod Fitz Royem.
Do przejścia mieliśmy ponad 10 kilometrów w jedną stronę.
Szlak jest dobrze oznakowany, dodatkowo informuje nas o każdym przebytym kilometrze, który jest za nami. Mijamy tablice: 1 kilometr za nami – 9 kilometrów przed nami, 2 kilometry za nami – 8 kilometrów przed nami.
Jak wolicie, wiedzieć czy nie?
Lagunę Capri minęliśmy jeszcze w całkowitych ciemnościach, a za nią szlak się wypłaszczył i był bardzo przyjemny.

Z każdym krokiem robiło się jaśniej.
Czy zdążymy? Minęliśmy właśnie 8 kilometr, przed nami jeszcze 2 kilometry.
Jednak gdy zobaczyliśmy ten widok po wyjściu z lasu, już wiedzieliśmy, że nie ma szans. Nie zdążymy dojść do celu, nad samą lagunę.


Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że to ostatni kilometr szlaku robi robotę.
Minęliśmy bezpłatne pole biwakowe – Campamento Poincenot, położone przepięknie nad rzeką Río Blanco i zobaczyliśmy co nasz czeka.
Prawie pionowe podejście, prosto pod górę.
Strome podejście na koniec
Przyznam, że w czasie podchodzenia cały czas miałam nadzieję, że szlak jakość skręci, będzie niewidoczne z mojego miejsca wypłaszczenie.
Niestety. Nic takiego mnie nie spotkało.

Dodam tylko, że pod koniec, gdy już myślimy, że to już, że już teraz będzie ten upragniony widok na Lagunę de los Tres, natura płata nam figla.
Czeka nas widok na wypłaszczenie i następne wzniesienie, które było całkowicie niewidoczne wcześniej.
Przy schodzeniu widzieliśmy twarze wchodzących, na których malował się wyraźny zawód „jeszcze nie to?”.
Całe szczęście, nie jest już tak pionowo i parę minut później siedząc na kamieniu mamy taki widok.

Fitz Roy jest szczytem bardzo majestatycznym.
Tehuelche czyli południowoamerykańscy Indianie, którzy wcześniej zamieszkiwali równiny Patagonii nazywali go El Chalten czyli dymiąca góra, z uwagi na chmury bardzo często spowijające szczyt.
I znów mieliśmy sporo szczęścia widząc Fitz Roya w pełnej odsłonie.
Gdyby jeszcze wyszło słońce to Laguna de los Tres nabrałaby idealnie turkusowego koloru.



Po kilku minutach spaceru wzdłuż laguny i możemy zobaczyć ciemnoniebieską Lagunę Sucia, ukrytą pomiędzy ostrymi szczytami.

Bezwietrzna pogoda pozwoliła nam długo cieszyć się widokami na Fitz Roya, który idealnie odbijał się w lagunie.
Chcąc czy nie zaczęliśmy powolne schodzenie.

Teraz dużo więcej osób wchodziło, więc cały czas trzeba było manewrować na stromym, oblodzonym szlaku.



Przy końcu szlaku jest bardzo ładny punkt widokowy na rzekę Río de las Vueltas.

I na parking, na którym spaliśmy tej nocy.


Przy naszym busiku spotkaliśmy Bułgarów, których wcześniej widzieliśmy w Chile, na campingu nad jeziorem Pehoe.
Podróżowali już od kilku miesięcy po Chile, Argentynie i Urugwaju, zwykłym osobowym, nie najnowszym samochodem wysłanym z Bułgarii.
Tylko pozazdrościć.
Zrezygnowaliśmy ze zjedzenia obiadu w El Chaltem, chcieliśmy dojechać jeszcze do El Calafate, gdzie mieliśmy zaznaczoną restaurację serwującą prawdziwą, argentyńską wołowinę.
Pozostałe wpisy z Patagonii:
Jak samodzielnie zorganizować wyjazd do Patagonii – Patagonia 2024 #1
Trekking w Torres del Paine – Mirador Cóndor i camping Lago Pehoe – Patagonia 2024 #2
Trekking w Torres del Paine – zobaczyć słynne wieże w 50 urodziny – Patagonia 2024 #3
Chile i Argentyna – Trochę legend spotkanych po drodze – Patagonia 2024 #4
Najpiękniejsze szlaki trekkingowe Argentyny zaczynają się w El Chalten – Patagonia 2024 #5
Trekking – z El Chalten nad Lagunę Torre – Patagonia 2024 #6
Lodowiec Perito Moreno to największa atrakcja El Calafate – Patagonia 2024 #8