Turcja wschodnia – wokół jeziora Van

Turcja Wschodnia – wokół jeziora Van.

Poranek, słońce i błękit jeziora Van.

Kolejny dzień na wschodzie Turcji.

Pierwszy nad jeziorem Van.

Jezioro Van ma prawie 120 km długości, 450 metrów głębokości a jego obwód wynosi ponad 430 km. Jest największym i najgłębszym jeziorem w Turcji. Jakieś 250 tysięcy lat temu w wyniku erupcji pobliskiego wulkanu Nemrut, jezioro stało się bezodpływowe.  Obecnie PH wynosi 9,8, woda ma odczyn zasadowy, wydaje się śliska i ma metaliczny posmak. Do jezioro Van wpływają słodkowodne rzeki:  Bendimahi,  Zilan,  Karasu,  Micinger . W jeziorze Van żyje jeden gatunek ryb, który zdołał się przystosować do tych specyficznych warunków – endemiczny z rodziny karpiowatych.  Raz w roku ryby udają się na tarło do słodkowodnych dopływów jeziora, co podobno jest bardzo widowiskowe – skaczące ryby i wyprawa do Turcji Wschodniej ma dodatkowe atrakcje.

Alman Kampi

Właściciele Alman Kampi ,na który dotarliśmy poprzedniego dnia po długiej drodze z Doğubayazıt (poprzedni wpis – w cieniu Araratu) przywitali nas bardzo serdecznie. Ulokowaliśmy nasze obozowisko z boku budynku, pod dużym i rozłożystym orzechem.

Camping położony jest nad samym jeziorem, które w tej okolicy ma kamieniste i żwirowe plaże. Z jednej strony jest strome urwisko, z którego można obserwować przepiękne zachody słońca, z drugiej strony plaża jest płaska i szeroka. W małym jeziorku żyje mnóstwo żółwi, które wygrzewają swoje skorupy do słońca.

Na campingu nie ma zbyt wielu wygód –  tylko toaleta damska i męska, prysznic na plaży, restauracja i taras. Camping lepsze czasy ma już za sobą.

Miejsce bardzo się nam spodobało, było kameralnie i cicho.  Dwa dni lenistwa minęły zbyt szybko. Jedno z fajniejszych miejsc biwakowych na naszej wyprawie do Turcji Wschodniej i wokół jeziora Van.

Pierwszego i drugiego wieczoru zostaliśmy zaproszeni przez właściciela na kolację, która każdorazowo składała się z zupy na zimno, mięsa z dodatkami i deseru. Raz widząc miejscowych pijących piwo zapytaliśmy czy możemy również kupić. Właściciel odpowiedział, że nie prowadzi sprzedaży alkoholu. Parę minut później przyniósł nam na stolik dwa piwa Efez z wyjaśnieniem, że to prezent od miejscowych gości, było nam naprawdę miło.

Za miejsce na campingu przez dwie noce, dwie kolacje dla czterech osób zapłaciliśmy 150 TL.

Twierdza Amik

Z campingu jedziemy w stronę miasta Wan ale wcześniej na stromej skale, nad samym jeziorem są Amik Kalesi.

Zamek Amik został zbudowany przez Uraratów w VII w. p. n. e. Jak cała wschodnia Turcja miał bogatą historię, należał do Medów, Persów, Seldżuków i Osmanów. Był portem handlowym połączonym  z Ahlat, Adilcevaz i Erciş nad brzegiem jeziora Van. Podobno z zamku do jeziora Van prowadził tunel. Z urwiska, na którym położona jest twierdza roztacza się przepiękny widok.

Poniżej jest ładna, długa plaża, z dobrym dojazdem. Idealne miejsce na nocleg.

Miasto Wan

My niestety jedziemy dalej wschodnią stroną jeziora. Mamy około 50 kilometrów do Wan. W miarę możliwości jedziemy jak najbliżej jeziora, po drugiej stronie w oddali majaczy we mgle wulkan Suphan.

Miasto Wan to centrum administracyjne położone nad samym jeziorem, na wysokości 1725 metrów n.p.m., podobnie jak cała wyżyna armeńska. Według legendy zostało założone przez królową Semiramidę po wojnie z Ara Pięknym.

Wan słynie z kotów, wystawnych śniadań i twierdzy.

Koty z Wan

Van Kedisi Evi czyli dom kotów położony jest niedaleko twierdzy Van, przy ulicy Melen. Otwarty jest w godzinach 9-17, wstęp kosztuje 2 TL.  Koty znajdują się w dwóch dużych klatkach, do których można wejść. Wejście do środka klatki, karmienie i głaskanie kotów jest dodatkowo płatne. Za 10 TL należy kupić jedzenie – w naszym przypadku była to mała tacka z pokrojonym kurczakiem, z którą weszłyśmy do środka.

W wyniku zaburzenia genetycznego powstała szczególna i charakterystyczna cecha kotów – oczy. Kolor oczu kota z Van można podzielić na trzy grupy: oba turkusowe, oba bursztynowe lub jedno oko jest turkusowe, a drugie oko jest bursztynowe.

Kocięta po urodzeniu mają szarawe oczy, dopiero 25 dniach po urodzeniu  oczy zaczynają się różnicować. Po około 40 dniach kolor oczu staje się wyraźny. Ciekawostką jest, że większość kociąt, które mają jedną lub dwie czarne kropki między uszami to jednooki. I właśnie te czarne kropki nazywane są pieczęcią jednookich kotów.

Cechą szczególną kotów z Wan jest umiejętność pływania.

Zamek Van

Znajduje się bardzo blisko Van Kadisi Evi, mimo to wsiadamy do samochodu i podjeżdżamy na parking, położony pomiędzy zamkiem a jeziorem. Kupujemy bilety za 40,00 TL od osoby i wchodzimy na ogrodzony teren zamku. Mimo upału – około 41 C wchodzimy schodami na samą górę twierdzy.

Niegdyś była to siedziba królów Uraratu, którzy rządzili wschodnią Anatolią, gdzieś na początku pierwszego tysiąclecia przed naszą erą.

Zamek Van został wzniesiony na wzgórzu na wysokości 100 metrów. Dolna część zbudowana jest z  bazaltowych bloków natomiast do budowy górnej części murów wykorzystano suszone cegły. Zamek ma około 1250 metrów długości i 70-80 metrów szerokości. Najstarszą częścią zamku jest tak zwana Wieża Sardura, usytuowana na zachodnim krańcu..

Zwiedzanie zajmuje nam około 1,5 godziny.

Zmęczeni jedziemy do centrum. Uzupełniamy zapasy i kierujemy się w stronę Edremit. Czas poszukać miejsca na nocleg.

Edremit

Kizilay Genclik Kampi niestety nie był tym czego oczekiwaliśmy.

Planując i przeglądając informacje byłam przekonana, że jest to camping, położony w ładnej zatoce nad jeziorem.

Niestety było to miejsce dziennego wypoczynku, których jest bardzo dużo w Turcji. Wstęp na teren kampi był płatny – 5,00 TL za osobę. W cenie były toalety, prysznice, parasole i leżaki. Po raz pierwszy w Turcji spotkaliśmy podział na plażę męską, mieszaną i damską.

Woda w jeziorze ma niesamowity kolor, jest prawie biała przy samym brzegu, przez skały wapienne znajdujące się na dnie.

Po kilku godzinach z żalem jedziemy dalej poszukać miejscówki na nocleg. Mijamy kilka Kampi, jednak żaden nie jest campingiem.

We wschodniej Turcji jest bardzo dużo dobrze zorganizowanych miejsc dziennego wypoczynku, zazwyczaj nad jeziorami, rzekami lub w ocienionych miejscach. Wyposażone są w stoliki, ławki, altanki, miejsca na grilla i infrastrukturę dla dzieci.

Dopiero po godzinie miga nam sfatygowany napis camping. Zawracamy szybko na podwójnej ciągłej (wokół całego jeziora jest dwupasmowa droga) i wjeżdżamy na prawie pusty camping. Jedna turecka rodzina i Holendrzy w defenderze.

Rozkładamy obozowisko nad samym jeziorem. Widoki przepiękne. Kolacja, wino i nie przeszkadza nam nawet brak ciepłej wody (znowu),  zresztą co tam woda, nie było nawet słuchawki do zimnej wody. Wifi również nie działało.  Jednak widok wyspy Akdamar o zachodzie słońca jest tego wart.

Bardzo troskliwy właściciel przyszedł się przywitać i zapytać czy czegoś nie potrzebujemy. Jedna noc na campingu kosztowała nas 50 TL.

Rejs na wyspę Akdamar i kościół Św. Krzyża

Rano jedziemy do portu, kupujemy bilety – 10 TL za osobę i wsiadamy na jeden z wielu promów na wyspę. Przystań tutaj.

W odległości jakiś 10 kilometrów jest druga przystań, jednak rejs z niej trwa ponad godzinę w jedną stronę. Polecam tą krótszą trasę również z powodu widoków.

Na wyspie zaskakuje nas opłata za wstęp zaraz obok przystani. Bez zakupu „wejściówki” za 18 TL od osoby nie można wejść na wyspę.

Wyspa jest niewielka i skalista. Mała plaża znajduje się zaraz obok przystani.

Podobno nazwa wyspy pochodzi od ormiańskiej księżniczki o imieniu Tamar, która zakochała się w zwykłym chłopcu. Ukochany każdej nocy odwiedzał ją na wyspie. Kierunkowskazem było światło z wieży, jednak pewnej nocy gdy ojciec księżniczki dowiedział się o uczuciu, które połączyło młodych zgasił je. Ukochany Tamar utonął w jeziorze z okrzykiem „Och, Tamar” i tak powstała nazwa wyspy „Achdamar”.

Kościół św. Krzyża czyli główna atrakcja na wyspie powstał w X wieku, za panowania króla Gagika z Vaspukaran. Początkowo pełnił funkcje użytkowe a następnie urósł do rangi jednego z ważniejszych obiektów ormiańskiej społeczności. Świątynia została zniszczona w 1915 roku a mieszkający w niej mnisi zamordowani. W następnych latach niszczał pozbawiony opieki i grabiony przez wandali. Dopiero na początku XXI w. dokonano gruntownej renowacji całego obiektu.

W świątyni są sceny biblijne, takie jak walka Goliata z Dawidem czy sceny przedstawiające zwierzęta.

Odhaczywszy wyspę Akdamar jako miejsce „must see”  jedziemy w bardziej dzikie zakątki jeziora.

Naszym celem jest znalezienie ruin kościoła św. Marka.

Po raz pierwszy nad jeziorem Van mamy kontrolę wojskową. Wpisują nas do książki meldunkowej, musimy również określić po co i na jak długo jedziemy.

Kościółek lub to co z niego pozostało robi niesamowite wrażenie. Wjazd na górę to stroma, szutrowa droga, następnie jeszcze jakieś 10 minut pieszo.

Po wejściu do środka, widać, że kościół był wykorzystywany przez miejscowych jako schronienie dla zwierząt.

Jako, że bardzo lubimy takie miejsca znów nie chce nam się jechać dalej.

Tatvan to miasto ze wschodnim charakterem. Na ulicach większość stanowią mężczyźni, mało jest kobiet a jeżeli już są to w chustach.

Uzupełniamy jak zwykle zapasy jedzenia, paliwa i wody.

Naszym celem jest noc w wygasłym wulkanie.

Wulkan Nemrut

Nemrut – drzemiący wulkan, ostatnia potwierdzona erupcja miała miejsce w 1650 roku. Kaldera wznosi się na wysokość 2948 m n.p.m. i mierzy 7200 metrów średnicy co daje jej pierwszeństwo we wschodniej Turcji.

Aby dojechać do wulkanu mamy do wyboru dwie drogi. Z Tatvan  należy skręcić przed stacją paliw w prawo gdzie zaczyna się podjazd na wysokość ponad 2.000 m.n.p.m. Początkowo droga jest asfaltowa a następnie brukowana. Po drodze mijamy dwa punkty widokowe.

Po wjechaniu do środka krateru możemy jechać główną drogą lub skręcić w lewo na szuter. Oczywiście wybieramy drugą opcję. Jedziemy chwilę i zatrzymujemy się nad brzegiem największego z pięciu jezior. Podobno głębokość jeziora Büyük Göl dochodzi do 150 metrów.

Pogoda nas nie rozpieszcza. Jest pochmurno, trochę mży i wieje dosyć mocno. Decydujemy, że jedziemy nad pozostałe jeziora, które położone są bardziej zacisznie. Wyczytałam przed podróżą, że w jednym z nich Ilı Göl temperatura wody dochodzi do 60 stopni Celsjusza. Jednak na miejscu okazało się, że jest to tylko źródło na dnie jeziora.

Wokół pozostałych 3 jezior rosną brzozy, wokół wznoszą się strome ściany krateru, co wygląda bardzo ciekawie.

Nad jednym z jezior jest pole namiotowe, właściciel był bardzo uprzejmy (co jest chyba regułą we wschodniej Turcji) zaprosił nas na herbatę i opowiedział o swojej rodzinie, która od lat wypasa tutaj owce. Niestety na polu namiotowym nie ma żadnych wygód.

Następnego dnia wyjeżdżamy z wulkanu drugą drogą w stronę Ahlat. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze nad jeziorkiem.

Druga droga jest dłuższa i bardziej off, czyli szutr.

W Ahlat można zwiedzić cmentarz selżucki.

Znajdujemy bardzo klimatyczny nocleg nad jeziorem.

Białe, drobne kamienie, błękitna woda, piękne pionowe skały stworzyły niezwykłą scenerię.

To właśnie tutaj spędzamy ostatnią noc nad jeziorem Van.

Nasz następny cel to Sanliurfa.

Zapraszam na film z wyjazdu:

 

Zapraszam do lektury pozostałych wpisów z Turcji wschodniej.

  1. Stambuł

Stambuł – Istanbul – zwiedzanie w dwa dni

2. Amasya

Amasya – w drodze do Turcji wschodniej

3. Góry pontyjskie

Góry pontyjskie – w drodze do Turcji wschodniej

4. Jeziemy z Kars do Ani

Turcja wschodnia – jedziemy z Kars do Ani

5. W cieniu Araratu

Turcja wschodnia – w cieniu Araratu

Menu